Zamach na "ojca chrzestnego" oligarchów
Gdy Czubajs, gdy uszedł cało z zamachu - dzięki opancerzonemu autu i reakcji ochrony - skwitował krótko, że nie spóźnił się ani minuty do pracy, w której czekało go mnóstwo spotkań. Ten olimpijski spokój i żelazna konsekwencja, z jaką zawsze realizował swe cele, sprawiły, że Czubajs przez lata utrzymywał się na szczytach władzy. Był autorem rosyjskiej prywatyzacji, a co za tym idzie "ojcem chrzestnym" oligarchów. Kierował kampanią wyborczą Borysa Jelcyna, która zapewniła temu politykowi ponowny wybór na prezydenta Rosji (dzięki pieniądzom od oligarchów). Później - gdy stan zdrowia prezydenta pogarszał się - Czubajs faktycznie rządził krajem. W końcu został szefem potężnej państwowej firmy energetycznej, przynoszącej roczny dochód ponad 20 mld dolarów.
Wielu Rosjan podziwia Czubajsa, ale chyba jeszcze większa liczba rodaków darzy go nienawiścią za to, że - ich zdaniem - "wyprzedał Rosję". Czubajs powiedział kiedyś, że celowo prowokuje konflikty - by móc wygrywać. Ale taki styl działania przysporzył mu wielu wrogów w Rosji.
Kto mógł - wedle starej rzymskiej zasady - najbardziej skorzystać na jego śmierci? Bez wątpienia swą działalnością naruszał interesy niemałej grupy polityków i biznesmenów, wreszcie zwykłych bandytów. Zarówno w przeszłości, jak i teraz - gdy rozpoczął reorganizację krajowej energetyki.
Jedno jest pewne: próba zabicia Czubajsa to jeszcze jeden dowód na to, że polityka prezydenta Władimira Putina nie przyniosła Rosji tak zapowiadanego przezeń spokoju i bezpieczeństwa.
Juliusz Urbanowicz